 |
Bill Brandt
Girls in shared attic |
Postanowione. Będę pisać kiedy zechcę, czasem z planem, czasem bez. Czasem o sobie, czasem o ludziach, których znałam albo myślałam, że poznałam. Nie, to nie miało brzmieć jak jakieś oskarżenie pomieszane z nastoletnim chlipnięciem "ludzie to tacy oszuści". Będę nadal wyglądać przez okno, ale dopowiem historie, których nie jestem w stanie albo nie chcę namacalnie, realnie zgłębiać.
 |
Friedrich Seidenstucker
Three girls looking out of the window |
Mam nadzieję, że ani ja ani Wy, nie wypadniecie przez okno, czytając tych sto milionów dziewięćset pięćdziesiąt opowieści pisanych zazwyczaj nocą. Może o niej, a może o nim, a może o paczkach i listach, które nigdy nie dotarły do adresatów. A może dotarły, ale do niewłaściwych? Może o starych fotografiach, zatłuszczonych rozpadających się banknotach, które kupiłam za grosze w małym portugalskim miasteczku. Bo mnie czasem nachodzi nieodparta chęć zrobienia czegoś. A że często wiąże się z kupowaniem, no cóż. Materializm. A właśnie, czy kupowanie czyichś wspomnień to rzecz moralna? Chyba nie. No i chyba dziś nie zasnę spokojnie. Ale nie kupuję tylko rzeczy, które do kogoś kiedyś należały. Na przykład niebieskie lakierowane buty, też Portugalia, dokładnie Lizbona i malutki zawalony gratami retro i takimiż szmatami (ale piękny) sklep vintage. Starsza pani owinięta barwnymi materiałami, typowa dla takiego miejsca. Niezwykły klimat, który wdychałam, a potem szukałam tego odurzenia wszędzie i nie znalazłam. A te buty, do kupna których jedni mnie namawiali, inni - już po transakcji - wyśmiali, to symbol. Symbol zmiany, jakaś cecha dodana abo odjęta, nowość, coś czego w sobie nie widzieliśmy albo nie chcieliśmy widzieć. Ale też kreacja. I tym chcę się tu zająć, drobnymi kłamstewkami, niepohamowanym i chamskim koloryzowaniem, totalną ściemą, którą czuje się na kilometr. Blaga to takie fajne, zapomniane słowo. Nie mówiąc o: bajer, blef, bujda na resorach, matactwo, pic na wodę, kanciarstwo, kit. Ja najczęściej używam: szachrajstwo tudzież lipa.
Szkoda, że pamięć rzeczy martwych jest taka nietrwała. Bo zdjęcie mnie w nowych niebieskich butach trzymającą (ciągnącą po ziemi?) dwa ogromne foliowe worki wygrzebane gdzieś w jakimś ciemnym zaułku (też niebieskimi, żeby jakaś kompozycja jednak była) wypełnionymi zgodnie zresztą z przeznaczeniem - śmieciami, to byłaby piękna metafora w tym miejscu. Ale niech każdy to sobie interpretuje jak chce albo niech nie interpretuje, jak nie chce. Do niczego nie zmuszam. Wiersz na dobranoc, miłych!
 |
Ernest Bryll |