środa, 17 sierpnia 2016

#nowehoryzonty2016

To była najlepsza edycja Nowych Horyzontów

 (z pięciu na których byłam)

Kupno karnetów oznaczało jedno - zobaczę tyle filmów ile się da! Ten festiwal to niezwykła intensywność wrażeń i mało spania, cztery/pięć filmów dziennie, debaty do czwartej rano, a o 8:30 pobudka, żeby zarejestrować się na filmy na następny dzień. Ot, taki urok. Uwielbiam za miejsce - za cudowny Wrocław, reset głowy (oderwanie się od życia i codziennych myśli) i napchanie jej taką ilością historii.

Migawka z Nowych Horyzontów 2015

Co prawda co roku tworzę własną kategorię pt." O TO NA PEWNO MI SIĘ SPODOBA" i gorzko się rozczarowuję, i to te filmy okazują się najgorszymi filmami festiwalu, ale staram się uczyć jak je wybierać i jak nie dawać się nabrać, jak sobie odmówić - mimo, że serce złudnie podpowiada, że to coś idealnie dla mnie. Victor Erice to było moje totalnie odkrycie festiwalu, tak bardzo jest to filmowy świat, w którym można się zanurzyć i nie musieć pamiętać na przykład - że trzeba oddychać. Bo oddycha się w rytm filmu, nawet jeśli on jest bardzo powolny, to jest to naturalne i magiczne. Nowości i filmy, które przyjechały z Cannes też nie zawiodły, przede wszystkim genialna rumuńska Sieranevada - autentyczna i do bólu realistyczna dzięki przerysowaniu. Bardzo podobała mi się często krytykowana pierwsza scena. Kamera jest daleko od bohaterów, nie dzieje się w sumie nic, ale ujęcie - właściwie dokumentalne - jest długie i ustawia nas w czasie rzeczywistym. Ostrzega nas, tu nie będzie skrótów, tu przeżyjemy wszystko razem z bohaterami. Kolejna scena to już ustawienie widza bardzo blisko oglądanych postaci, możemy ich praktycznie dotknąć. Miejsce akcji to głównie malutkie mieszkanko. Miałam momenty, że po prostu nie mogłam wyjść z podziwu, gdzie udało się tam zamaskować cięcia, kamera przeciska się między bohaterami, krąży od pokoju do pokoju, jest to trochę klaustrofobiczne, ale idealnie pasuje do koncepcji. Postaci są charakterystyczne, ale nie wycięte z papieru; dialogi świetne, zabawne kłótnie rodzinne, które brzmią znajomo, absurdalne zwroty akcji budujące rytm filmu i jeszcze obraz rumuńskich rytuałów i konfliktów pokoleniowych na tle historycznym. Nowy film Farhadiego – Klient, też świetny, co prawda ten intensywny maraton w dzień i rozmowy nocą sprawiły, że przysnęłam, mimo, że był bardzo wciągający. Atmosfera jak to u Farhadiego - dużo napięcia. ostatecznie zrobił się z tego już mocny thriller, co chyba nie każdemu się spodobało. Farhadi ma totalnie swój styl, nie kombinuje z formą, po prostu kręci bardzo dobre kino i oglądając to wydaje ci się "jak to łatwo zrobić film". Cudowna lekkość mimo bardzo trudnych tematów, a reżysera widać że fascynują ludzie, a przede wszystkim to jak reagują na trudne i niespodziewane wydarzenia. Natomiast zwycięzca Złotej Palmy – Ja, Daniel Blake, rozczarował (zresztą tego można było się spodziewać bo głosach, ze wygrał niezasłużenie), przewidywalny kiczowaty szantaż. Na dodatek irytujący główny bohater jako zbuntowana ofiara systemu mnie w ogóle nie przekonał.

Retrospektywa Nanniego Morettiego to była słodka uczta. Z jego twórczością kojarzą mi się dwa słowa: esej i poemat. On bardzo dużo czerpie z siebie, swoich poglądów i doświadczeń. Był gościem festiwalu i podobno był bardzo zmęczony (albo znudzony) na spotkaniu z publicznością, ale w swoich filmach jest zabawny, pełen energii, a one same (BiankaKwiecień, Czerwony lobik, Kajman) są pełne uroku i świeżości.




sfrustrowany, ale pełen wdzięku Moretii gada do kwiatków

Polski film,co do którego miałam obawy, że będzie nieudanym eksperymentem - okazał się naprawdę udaną podróżą do tytułowego Ederly. Czarno-biały, surrealistyczny, zabawny i naprawdę oryginalny. Byłam mega dumna (filmowy patriotyzm), oglądałam go z moją kuzynkę, która jest pół Polką, pół Francuzką i mieszkała też w wielu innych państwach i zawsze chcę, jeśli już ogląda coś polskiego, żeby to był coś! Filmem, który wygrał o włos - właśnie z Ederly - plebiscyt publiczności były Wszystkie nieprzespane noce. Miało być świeżo, a wyszło sztucznie i trochę o niczym. Dialogi często koszmarne, wywołujące śmiech na sali, a do tego główny aktor i jego pseudofilozoficzne pytania jedno za drugim to trochę za dużo. Przyjaciel głównego aktora bardzo na plus, wręcz czasem błyszczał przy swoim koledze. Niestety problem jest też taki, że chyba to jest w pewien sposób też dokumentalny zapis i wyłania się z tego przykry obraz dwudziestolatków. To co cieszy to brak rozbuchanych mocnych kolorów. Co jednocześnie podkreśla  brak oryginalności włóczenia się od imprezy do imprezy, ale i subtelnie okrywa swoich bohaterów bezpiecznych kokonem nie każąc im się na siłę wyróżniać. Szkoda, że o Wszystkich nieprzespanych nocach zapomina się w mgnieniu oka, brakuje im jakiegokolwiek ciężaru. Natomiast polskie krótkie metraże debiutantów (Dzień Babci, Edukacja) dają nadzieję, że rośnie nam pokolenie uzdolnionych twórców. CDN może nastąpi, bo w końcu zobaczyłam na Nowych Horyzontach ponad 40 filmów, więc to studnia bez dna.