środa, 8 marca 2017

Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham


Filmoterapia


Nie ukrywam, że zawsze jestem podekscytowana co może powstać z kręcenia ludzi w jednej, zamkniętej przestrzeni, bez rozpraszaczy świata zewnętrznego. W tym przypadku mamy do czynienia z psychoterapią matki i córki. One dwie oraz psychoterapeuta w jednym pomieszczeniu. Jest to do bólu ascetyczne, ale dzięki temu wyeksponowane są sylwetki, gesty i najdrobniejsze drgnienia twarzy. Mamy możliwość patrzenia bohaterom w oczy. Śledzimy przebieg kilku sesji, poznajemy bohaterki przez ich opowieści oraz ich wzajemnie reakcje na swoje słowa. Wspólną część ich życia, gdy były razem – widzimy z dwóch perspektyw. Fascynująca jest również ta druga część, gdy ich drogi się już rozeszły, a jednak nadal, mimo braku obecności, oddziałują na siebie. W końcu lądują razem na terapii. Potrzebują kogoś kto przetłumaczy każdej z osobna uczucia tej drugiej. Wyzwoli z klinczu, w którym żyją. Film jest zrobiony tak sprytnie, że nie widzimy skrótów, nie zauważamy montażu. Wszystko dzieje się niespiesznie i chronologicznie - od próby zrozumienia przez terapeutę przyczyny i celu ich przyjścia na terapię, aż po jej zakończenie.


Nie do końca podoba mi się pomysł reżysera, by ukrywać przed widzami, że to nie są „prawdziwe” matka i córka. Może obawiał się, że ludzie od razu zdystansują się, skupią na szukaniu fałszu, że nie zrobi to na nich takiego wrażenia jakie reżyser by chciał. Problem w tym, że ludzie nie lubią być nabierani i może to skutecznie zepsuć seans. Pozostanie wtedy niesmak zamiast refleksji. A właśnie to jest jedna z wartości tego eksperymentu. Niesamowite (choć z drugiej strony oczywiste), ze można znaleźć obcych sobie ludzi, których historie się dopełniają. Uzmysławia nam to, jak schematyczna jest większość ludzkich relacji i jest nam lżej. Przestajemy być wyalienowani w swoich zranieniach. Byłam na filmie z Siostrą, co było wartością dodaną. Obydwie płakałyśmy, tylko w różnych momentach filmu. Obie po filmie uznałyśmy, że mimo braku doświadczenia bycia matką, perspektywę podczas oglądania zmieniać jest łatwo i utożsamiać się z obydwiema bohaterkami. 


Ten film ma jeszcze dwa aspekty, można by je nawet określić mianem edukacyjnych. Bohaterki rozdrapują rany (to potwierdza wyobrażenie ludzi na temat psychoterapii), chcą uwolnienia, chcą nareszcie zostać wysłuchane i ich szczerość wylewa się strumieniami. Bogdan de Barbaro (na szczęście terapeuta z wykształcenia i praktyki) nie ogranicza ani neguje prawdziwości uczuć. Zachęca na samym początku na skupieniu się na sobie i przymknięcia oka na poprawność „rodzinną”. Ale często dopytuje czy dane słowo było odpowiednie. Jest to wspaniała lekcja ważenia słów. Nie sądzę, żebyśmy się gdziekolwiek w praktyce uczyli rzeczywistej odpowiedzialności za słowo. Co się rzekło, to się rzekło – z jednej strony to prawda, a z drugiej  - przecież każdy z nas czasem nieumiejętnie dobierze wyraz. Trudno, żebyśmy mieli pilnować każdego słowa (choć ich świadomego wyboru też moglibyśmy się uczyć), ale można użyć innego, poprawić swoją wypowiedź, trochę zmienić jej wydźwięk. Może zadziałać efekt świeżości, czyli słuchający zapamięta lepiej tę drugą wersję. Drugą kwestia jest siła wyobraźni. W świecie realnym żyjemy pod dyktando tego co sobie tworzymy w głowach, wszystko niesie za sobą jakieś skonstruowane skojarzenie. Całe nasze postrzeganie jest subiektywne, co oznacza, że można je modyfikować. Możemy wykorzystać wyobraźnię do uporządkowania przeszłości i wpłynięcia na teraźniejszość. Brzmi patetycznie, dziewczyna podczas terapii żartuje sobie z tego, że ma pogadać w głowie ze sobą małą (wydaje jej się to trochę nienormalne), ale jako widzowie mimowolnie wykonujemy zadania i odpowiadamy na pytania zadawane matce i córce przez terapeutę. Czujemy, że mamy naturalną umiejętność i siłę zmiany, nawet tego, co wydaje nam się, że już zastygło w zimny głaz. Pomnik z kamienia. A jednak da się coś z niego wykuć. Warto zobaczyć film, żeby zyskać chociaż powierzchowną wiedzę o narzędziach do tego potrzebnych. Może się również okazać, że nie mamy siły niczego wykuwać i wyrzucimy głaz za okno. Możliwości jest wiele.