„Mnie się wydaje, że prawda nie jest lewicowa ani
prawicowa”- mówi Kuba Wojewódzki
O autorytetach i współczesnym dziennikarstwie
Niedawno odkryłam, że marzę nie tylko egoistycznie o tym co dla mnie dobre, ale
w szerszej perspektywie – czego ludzie by chcieli. Patetycznie to brzmi, a sprawa jest banalna.
Dlaczego nie mamy gazety, która pokazuje rzeczywistość chociażby z dwóch stron?
Dlaczego podziału na lewicę i prawicę nie da się zwalczyć? Dlaczego pod
płaszczykiem obiektywizmu i jakiejś „prawdy” serwuje się nam jednostronne i
niepełne publicystyczne analizy. Na brak umiejętności kompleksowego spojrzenia nie
chcę narzekać, jest to najtrudniejsze zadanie dziennikarstwa. Ja tego nie
oczekuję, przecież każdy ma własną narrację ideologiczną, a tym bardziej
dziennikarze. Mają własne zdanie, dlaczego muszą udawać, że są bezstronni,
skoro po ludzku nie są? Może czas
skończyć z hipokryzją i iluzją? W jednej gazecie obok siebie mogłyby się
znaleźć wszystkie stanowiska różnych opcji politycznych i światopoglądowych.
Przecież, nie bądźmy na to ślepi, tylko w taki sposób społeczeństwo może się
rozwijać. Jest sposobność, by zgadzać się nie tylko z ludźmi wyznającymi te
same wartości. Ktoś mi może zarzucić, że są różne gazety, z różnych opcji. Ale
nie łudźmy się, większość ludzi będzie kupować jedną, bo taniej, bo wygodniej i
nie wymaga wysiłku. Ale jest rzesza ludzi, która chciałaby, żeby na łamach tego
medium ścierały się opinie i poglądy, móc poznawać różne punkty widzenia.
Irytuje mnie jak autorytety z zatroskaniem mówią o współczesnym
dziennikarstwie. Zwłaszcza ludzie pokroju Kuby Wojewódzkiego, który sam wie i
chwali się, jak bardzo może oddziaływać na ludzi i na świat medialny, bo
przecież on go kreuje, on ma narzędzia. Ale od początku, Kuba Wojewódzki
wygłosił gościnnie wykład w Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach, można
zobaczyć fragment na youtubie zatytułowany „O dziennikarstwie i studiowaniu”.
Nie trzeba było mnie zachęcać, żebym z zainteresowaniem to obejrzała. Zaczyna
się od banalnego pytania „Jezu, czy wy wszyscy chcecie zostać dziennikarzami?”
I jakże racjonalnym stwierdzeniem „Nie ma tyle gazet”. Ja wiem, że jest to
bolączka współczesnego dziennikarstwa, wiem, że tak się weryfikuje czyjeś
naiwne marzenia. Ale dopiero później Kuba zapytał młodych kto z nich chce być
dziennikarzami, tak naprawdę. Zgłosiło się kilka osób, a prelegent uznał za
pewnik, że reszta chce być gwiazdami. Jeżeli mogę wtrącić trzy grosze to muszę
powiedzieć, że nie rozumiem tego podejścia. A wiem, że nie tylko on takie ma.
Część ludzi studiując nie wie jeszcze co będzie robiła, część wie, że będzie
robiła coś innego, ale dziennikarstwo ich interesuje i uznali, że ich rozwinie.
Przecież chyba właśnie o to powinno chodzić, marginesem są ludzie, których celem jest zyskanie popularności. Z jednej strony niedobrze, że tyle
ludzi się pcha by być dziennikarzami, niedobrze też, jak tylko część chce
zostać dziennikarzami. No cóż, nie zrozumiem tego. Widocznie to są te odmienne
punkty widzenia sprawy. Bez wyższości muszę stwierdzić, że ja to patrzę z
wewnątrz, a Pan Wojewódzki z zewnątrz.
Tezą „że nie przyjechał tu na występ” chciał załatwić sprawę bycia celebrytą i
móc poważnie mówić o dziennikarstwie. Panie Kubo, nie udało się Panu. Wstawki
typu „na imprezie u Tomka Lisa” skutecznie powagę ustawiło w cieniu.
Wojewódzki mówiący o przerażającym kierunku mediów, o tabloidyzacji, o tym, że
łamanie etyki jest kuszące, bo jest opłacalne zmusza do zadania pytania, a co
on sam robi jako felietonista i prowadzący program, rozrywkowy jakby nie
patrzeć. Może ciągle powtarzać, że za ironią, mimo koszmarnego poziomu
niektórych pytań, stoi jakaś ważna myśl, idea, która ma do przekazania. Ale co
innego powtarzać te ładne słowa, a co innego realizować je w praktyce. Wojewódzkiemu
nie odmawiam inteligencji i bystrości, czas reakcji i riposty są imponujące.
Każdy ma prawo robić to co chce i brać za to odpowiedzialność, tylko czy jest
wiarygodnym autorytetem człowiek znany z niesmacznego żartu o Ukrainkach, z
tego, że w swoim programie pozwolił wsadzać polską flagę w kupę i z felietonów,
które żerują na plotkach. (W radiowej audycji "Książę i Żebrak" zajmuje się też żenującą stroną show biznesu.) Znowu, można stwierdzić „on to wyśmiewa”. Ale czy
naprawdę nie ma ważniejszych rzeczy? Czy on chce, żeby dziennikarstwo stało się
błędnym kołem idiotycznych newsów i komentarzy do nich?
A gdy Kuba chce wykorzystać swoją moc oddziaływania pisze wtedy: „To nie będzie
zatem, drogi czytelniku, tekst publicysty. To będzie tekst obywatela,
emocjonalnego uczestnika rzeczywistości, którego przerosła historia. Tekst prześmiewcy,
który nagle, przez chwilę, postanowił być poważny.” W tym manifeście krytykuje
rząd i prezydenta na którego głosował: „Tak, daliśmy się nabrać. Liberalnym
przebierańcom. Daliśmy się nabrać człowiekowi, który w swoim sercu, a nie w
konstytucji, powinien szukać granic aktywności. Bo społeczna wrażliwość,
obywatelska intuicja czy zwykła ludzka przyzwoitość to nie przywilej, tylko
codzienny obowiązek prezydenta.” Wskazuje Pawła Kukiza jako wyraziciela
obywatelskiego wkurzenia. „Panowie ze sztabu, kancelarii i Platformy: dosyć
straszenia nas strachem. To polityczne ślepaki. Wypisujecie się z gabinetów
władzy na własną prośbę. Nie zadbaliście ani o wielkomiejską klasę średnią, ani
o aspirującą do bycia Europejczykami młodzież, ani o artystów. Czujecie swoją
samotność? Ona ma na imię Kukiz. On jest autentyczny, chaotyczny i niespójny.
Ale jest szczery i żarliwy. Przywrócił na rynku politycznym słowu wiarygodność
należyty blask.” W swoim autorskim programie zachęcił ludzi do głosowania na
Kukiza. Argumentem było: „trzeba pokazać tamtym na co nas stać, przestraszyć
ich”. Część ludzi uwierzyła w autentyzm i szczerość, przekonał niezdecydowanych
albo w ogóle zdobył nowy elektorat dla swojego przyjaciela muzyka. A co robi
dwa tygodnie później w programie z Dorotą Wellman i Cezarym Pazurą? Najpierw
przypisuje sobie (całkiem nawet i słusznie) udział w 20% poparcia dla Kukiza,
mówi, że mu załatwił urząd marszałka sejmu lub senatu. A na zdanie Wellman „To
dopiero będzie cyrk” odpowiada: „No właśnie, o to chodzi. A co ja obiecałem, że
będzie lepiej? Nie, obiecałem, że będzie ciekawiej.” Te sztandarowe słowa
Wojewódzkiego też się już starły, bardzo źle brzmią w kontekście jego poważnych
deklaracji i troski o Polskę.
Wojewódzki w trakcie wykładu mówi o badaniach z których
wynika, że dziennikarz ma niższą wiarygodność niż taksówkarz. Mówiąc o
przyczynach płynnie przechodzi do podziału na lewicę i prawicę. Stwierdza, że
prawda nie jest lewicowa ani prawicowa. Jako wyzwanie dla młodych stawia „ile
mnie ma być w informacji a ile prawdy?” Ścierają się tu, a może dopełniają dwa
jego stanowiska, że prawda nie jest ideologiczna, ale równocześnie nie istnieje
dziennikarstwo obiektywne. Chciałby, żeby młodzi zaczynający karierę poczuli,
że mogą wpływać na kraj. „Bo jeżeli wy nie zaczniecie, to oni, tamci spod
krzyża, spod Krakowskiego Przedmieścia nie będą mieć wątpliwości i będą chcieli
na tą Polskę wpływać.” I do kosza można wyrzucić zdanie Wojewódzkiego z
manifestu „Panowie ze sztabu, kancelarii i Platformy: dosyć straszenia nas
strachem.” Dlaczego jest podział? Właśnie dlatego, właśnie przez określenia
„my”, „tamci”. Jeżeli to jest ta nieideologiczna prawda to ja dziękuję za takie
dziennikarstwo w Polsce.
„Dziennikarstwo jest jak gra na instrumencie, jest zazdrosne
o każdą minutę” mówi też Kuba.
Chciałabym się z tym zgodzić i na pierwszy rzut ucha się zgadzam. Tylko
słuchaczy nie oszukasz, a czytelników możesz. Bo brak czasu poświęconego grze
słychać, a ironiczny tekst może błyskotliwością odwrócić uwagę od tego, że
pisało się go na kolanie, bez głębszej refleksji. Płakać mi się chce, jak
młodzi ciągle są obrzucani epitetami, jak to bardzo roszczeniowi i kapryśni nie
są. Wiadomo niby, że nie tędy droga, że tak nikt jeszcze nic nie osiągnął, po co
zajmować tym się zajmować? A może jednak mimo zerowego nakładu pracy może coś
osiągnąć? Sam Kuba w swoim programie często
podkreśla, że teraz można być znanym bardzo łatwo, bez cienia talentu.
Jak słusznie wytknęła mu ostatnio Wellman, dokłada się do tej sztucznej
promocji na przykład poprzez rolę wodzianki/oranżadzianki w swoim programie. Dziewczyny
zyskują popularność w minutę, by później być znane z tego, że nosiły wodę u Kuby (gwoli
sprawiedliwości należy dodać, że u niego mogą też się zaprezentować zespoły
muzyczne). Konsekwencja, to słowo kluczowe w przypadku Wojewódzkiego. Pytanie,
które chyba najczęściej zadają mu jego goście to „Czy możesz być choć raz
poważny?” Tak, może. By potem obrócić to w żart.