piątek, 2 kwietnia 2021

Czy Celine i Julie odpłynęły czy tylko nam się śniło? Widmowe damy Jacques'a Rivette'a

Dwie wariatki biegają po Paryżu W długiej sekwencji otwierającej film Julie goni Celine, by oddać jej rzeczy, która ta po drodze gubi. Ich pierwsza rozmowa to rozpoczęcie zabawy, gry w fikcję.
Bohaterki zaprzyjaźniają się i odnajdują nawiedzoną rezydencję. Zaczynają odgrywać tam naprzemiennie rolę służącej. Mimo komizmu, atmosfera jest tak gęsta i duszna, jakby ktoś nas zamykał w tym dziwnym pudełku - domu, w którym czas się zatrzymuje. Ta “domowa”  historia przypominająca telenowelę przyciąga bohaterki z dziwnego rodzaju magnetyzmem. Z szalonych i wyzwolonych wcielają się w ułożoną, zachowawczą postać w białym fartuchu, która oczywiście nawiązuje flirt z panem domu, jednocześnie będąc wsparciem dla pani domu i opiekując się ich dzieckiem. Mogłoby się wydawać, że to niepozorna i błaha, komiczna historia. Ciężar polega na teatralizacji ich codziennego życia, one odgrywają przed nami maskaradę, nie wiadomo, która jest tą "większą". Oświadczyny odbywające się w altanie parku przy udziale publiczności w postaci matek z dziećmi są nieznaczącym epizodem, pretekstem do pląsów i wygłaszania teatralnych przemów oraz robienia sobie kpin. Bibliotekarka z rudą czupryną stara się sobie poradzić z błahością za pomocą magii, której praktyczną księgę studiuje w pierwszej scenie filmu, później stawiają sobie z koleżanką tarota. Aż w końcu ostatecznym sensem stają się odwiedziny w dziwacznym domu. Druga bohaterka występuje jako iluzjonistka w piwnicach paryskich oraz ubarwia i zmyśla historie opowiadane przyjaciołom. Obie są bardzo emocjonalne, żeby nie powiedzieć histeryczne w swoich reakcjach, bo i szaleńczo się zaśmiewają, ale też głośno krzyczą i wybuchają niespodziewanie płaczem. Gesty ich są przesadzone, a z pudełek wyskakują pacynki-niespodzianki, metaforycznie i dosłownie (jak odnaleziona przypadkowo dawna opiekunka Julie). Granice światów się zacierają, częste cięcia montażowe mieszają nam je, a ślady z nawiedzonego domu trzeba później zmywać z ciała. Ich przygody oglądamy wraz z nimi, bo po amnezji po wyjściu z domu, przypominają je sobie ssąc tajemniczy cukierek. Film trwa ponad trzy godziny (a miał mieć “normalną długość”, było to nawet zapisane w umowie), a powtarzający się rytuał wejścia i wyjścia z nawiedzonego domu, ale przede wszystkim powtarzające się sceny w samym jego środku, są jednym wielkim rytuałem, który trochę przygniata widza. Reżyser świadomie tworzy monumentalne pod względem długości dzieła. Ważne jest zanurzenie (czasem z podtapianiem) widza i sprawienie, by wziął udział w samym procesie tworzenia się historii oraz dzieła filmowego. Pod tym względem jest to metafilm. Podobnie jak w monumentalnym “Out 1” i innych swoich filmach, Rivette dowartościowuje teatr i stawia (na szczęście bardzo bezpretensjonalnie) pytanie o realność spektaklu jakim jest życie. A może tylko krzyczy do widzów: bawmy się!

Rivette stworzył “Celine i Julie odpływają” z czystej chęci zrobienia filmu. Jego bezkompromisowość polega na niedostosowywaniu się do oczekiwań czy kreacji samego siebie jako reżysera. Na pytanie skąd tytuł “Out 1” odpowiada, że nie udało znaleźć się nazwy. Rivette nie przywiązuje sprawy do tego rodzaju zagadnień. Akurat “Celine i Julie odpływają” ma jeszcze podtytuł “Widmowe damy w Paryżu”, ale mimo, że film roi się od tropów, to nie są one najważniejsze. Być może czerpanie klimatu z “Alicji w krainie czarów” ma budzić przyjemne poczucie, że coś nam to przypomina, ale nie jest to sednem filmu. Rivette traktuje tworzenie filmów jak długi proces, wypadkową twórczych spotkań. Dopiero reżyserzy pewni siebie i własnego stylu, mogą swobodnie żonglować motywami z literatury i filmu, wykorzystując je do świadomego stworzenia oryginalnego efektu końcowego. Dlatego może widz czuję się wolny (a nie na przykład niekompetentny) podczas seansu, jakby czuł, że dostał prezent i ma prawo zrobić z tym prezentem co tylko chce. Ta możliwość bezpośredniego połączenia się z dziełem to ogromna wartość twórczości Rivette’a, ale także Rohmera. “Celine i Julie odpływają” to film halucynacja, nie jesteśmy pewni czy w ogóle taki film powstał czy był tylko wytworem naszej wyobraźni.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz