sobota, 19 grudnia 2015

Co robię po nocach?

Jest wpół do czwartej rano. To zdecydowanie moja pora. W nocy żyję na pełnych obrotach, nie wstydzę się żadnej myśli i żadnego pragnienia. I już dłużej nie mogłam wytrzymać bez napisania czegoś, co kilka godzin chwyta mnie potrzeba opublikowania postu, bo tematów mam coraz więcej. Jeśli będę tak czekać to mogą skamienieć i nie nadawać się już do niczego.


Zaczęłam eksperyment, a raczej dopiero zaczęłam czytać o tym jak go zrealizować. Przeżyć rok tak jakby był on ostatnim. Jak to świetnie brzmi! Jaką daje wolność!

Psychologia cały czas bardzo mnie fascynuje, chętnie przeglądam poradniki, szukam zdań, które mogą być moimi, rad, które mogą mi pomóc. Uwielbiam korzystać z doświadczenia innych, obserwować ile wyciągnęli dobrego ze swoich przeżyć i w jaki sposób się tym dzielą. Bardzo lubię pytać albo przynajmniej szukać w sobie pytań. Nie znajdziesz żadnej odpowiedzi, jeśli wcześniej nie ma w Tobie pytania. 




Chciałabym mieć konkretny temat tego postu, ale niestety za dużo chciałabym naraz. Teraz najchętniej sięgnęłabym w końcu po "Dziennik" Máraia, chciałabym pochłonąć chociaż tę jedną, pierwszą stronę. Albo zanurzyć się w jego "Magii", dokończyć opowiadanie stamtąd i odkryć początek kolejnego. A co z "Sindbad powraca do domu"? To też jest napoczęte. Mam już niezły zbiór fragmentów i zdań, które mnie zachwyciły.

Ta kobieta po troszeczku, niby w walizeczce, z jaką kobiety z prowincji zwykły nocą uciekać w świat z łóżka swych chrapiących mężów-tyranów, wniosła w życie Sindbada to wszystko, czego na próżno szukał przez pięćdziesiąt pięć lat po kawiarniach, pokojach karcianych, śmierdzących saletrą karczmach, klubach wypełnionych kwaśnym zapachem ludzkich zmartwień, wśród przeżartych przez mole pluszowych obić mebli w pokojach do wynajęcia zatęchłych i rozpadających się czynszówek Śródmieścia. Wniosła zapach domu, który Sindbad utracił w dzieciństwie, a którego potem, węsząc niespokojnie jak wyżeł, poszukiwał po całym znanym sobie świecie.

Moja Mama kocha Máraia. Gdy zniknął "Dziennik" w domu zawrzało. To dzieło pożyczyć i nie oddać to grzech śmiertelny. Twardoch, mimo ciężkich warunków podczas przemierzania Spitsbergenu, targa tę biblię-cegłę w plecaku. Czy potrzeba większej rekomendacji? Mnie nie.
Napisałabym też teraz o studiach. Ostatnie zajęcia z odmiany nazwisk - w tym poście bardzo mi się przydały, węgierskie-brak apostrofów. O wczorajszych wieczornych toastach na retoryce, najbardziej praktycznym przedmiocie w tym roku. Ale na wszystko przyjdzie czas, mam nadzieję.

Śledźcie Sztukę sztuki, bo może znajdziecie pomysły na prezent pod choinkę (w tym macie już kilka). Będzie też trochę polityki, ale w formie odpowiedzi na tekst Betlejewskiego [klik] http://mediumpubliczne.pl/2015/12/mielismy-dla-ludzi-pis-tylko-klamstwo-szyderstwo-i-przemoc/.
Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz