niedziela, 31 stycznia 2016

Ciąg dalszy tajemnicy lampy


Jest środek nocy (dziwne określenie, dla mnie to zwyczajnie wieczór), a lampa w pokoju naprzeciwko - świeci. Żyje tam ktoś, kto ostatnio starał się uregulować swój tryb życia i chodzić spać wcześnie, a przynajmniej wcześniej. Z pobłażliwym uśmiechem i delikatną satysfakcją (bo czuję, że to nas jednoczy) stwierdzam, że mu się nie udało. Ale co ważne i zastanawiające, ciągle zostawia zapaloną lampę przez cały dzień. Bogacz? Lekkoduch? Zapominalski czy oswajający już nawet dzień sztucznym światłem?




Ale jest jedna zmiana, która mnie zaskoczyła. Bywają dni kiedy pokój jest skąpany w czerwonym świetle. Ustawiona jest jakaś przesłona albo zasłona. Może za nią nadal tkwi ta sama lampa, ale nie za bardzo w to wierzę, bo w środku wydaje się jakby jaśniej. Ale ja widzę tylko przygaszoną czerwień. I chociaż jest to dość nietypowy kolor jak na mieszkanie, to on sam w sobie jakoś mnie nie dziwi. Zielony, niebieski czy pomarańczowy byłby dziwny. A na ten jakoś macham ręką. Ktoś się ode mnie odsuwa, pomieszczenie staje się dalekie i nierzeczywiste.



Dmitry Loginov
Może odbywają się wtedy jakieś surrealistyczne seanse? Nie wiem.

Teraz jest wyjątkowo spokojnie, bo świeci standardowa lampa, tuż przy oknie. I nie wiem dlaczego, zawsze myślę o jednym. O tym, jak wytrwale ktoś pracuje. 

Zapomnij się?

Nigel Van Wieck
Q Train
Nie stać nas na dwa słowa więcej. Nie stać nas na dwa słowa w ogóle. Nie stać nas na pisanie w pierwszej osobie. Nie stać mnie na uśmiech. Nie stać mnie na spełnienie najdrobniejszej prośby na świecie, bo nie ma dla mnie sensu. Nie umiem zareagować. Nie umiem otwierać buzi, wtedy gdy trzeba, a mówię tysiące rzeczy, których nie muszę. Boję się, że wykorzystałam limit bycia nieczłowiekiem. Limit "nie wiem" i "nie mogę". Najgorsze jest to, że przecież jestem i potrafię być człowiekiem. Uśmiecham się często, staram się artykułować jak najlepiej wdzięczność, podziw, zachwyt i dawać energię.  Ale nie chodzi o moje możliwości, w ogóle nie chodzi o mnie. Bo chcę już na zawsze przestać się zajmować sobą, po prostu być. Odpowiadać na pytania świata, a nie ciągle pytać go "kim jestem?" i "co dla mnie masz?"

Igor Morski
Walking in the rain



Nie wiedziałam nawet, że to tak boli, że to to jest ten smutek, który się wylewa. Zajmowanie się sobą to praca na pełen albo nawet na dwa etaty. Dlatego chciałabym się zajmować innymi, ale nie umiem. Nie przerobiłam porażek w tej przestrzeni. A jak mi nie wychodzi, to wracam do środka i bardziej intensywnie zajmuję się sobą. Nic mnie tak nie wznosi do góry jak prawdziwe dzielenie się. Mogę się oddać i zatracić, to rozgrzewa. Ale jak czytam to zdanie to w głowie rozbłyskuje się i mruga jak oszalały wielki neon z jednym słowem: NIEZALEŻNOŚĆ.





Najpiękniejsze momenty to te, kiedy niczego się nie spodziewasz. Gdy pani w kiosku zaczyna z Tobą rozmawiać jakbyś był z jej rodziny, a Ty mimo, że całe życie miałeś być nieśmiały i uciekać przed takimi sytuacjami, czujesz, że jesteś ufny i otwarty. Kiedy ta wymiana jest naturalna. Po prostu, bo jesteśmy ludźmi, bo żyjemy razem, niekoniecznie tylko obok siebie. Kiedy ktoś obcy nie ucieknie wzrokiem, ba!- kiedy po sekundach, które trwają wieczność, Ty musisz uciec, bo zabrakło Ci oddechu. Albo kiedy Ty zaskakujesz siebie i nie uciekasz przed nieznanymi rzeczami, tylko dlatego, że Cię uczyli zasad bezpieczeństwa. Zasad BHP. Czasem warto o nich zapomnieć.
Edward Hopper
Rooms by the sea

A jeśli świat nie odpowiada na to wszystko tak jak chcesz? Co z tego? Nie rób niczego dla efektu. Wszystkim zdarza się być dziwnym, nie kontrolować siebie, popełniać błędy, obojętnieć i być chamem. Zapominanie i wybaczanie można praktykować kiedy tylko przyjdzie na to ochota. Ale jeśli sobie nie wybaczamy to nie łudźmy się, że w pełni będziemy się godzić się ze wszystkim.
                                                    "You're not important. Get used to it!"

Ja muszę wszystko rozumieć. Jak nie mogę odkryć motywacji albo nie mogę jej pojąć,  to jakby ktoś mi pętlę zakładał na szyję, narastająca bezradność ją zaciska coraz mocniej i mocniej. Żeby się nie udusić trzeba uważać i w odpowiednim momencie zerwać pętlę.

Boję się generalizacji, myślenia poprawnego politycznie i programowo niepoprawnego politycznie. Wyrachowanych, chłodnych rozmów o uchodźcach i zamykaniu granic.

Ale nie boję się tak urwać tych refleksji! Bo już wystarczy!






wtorek, 26 stycznia 2016

Wszyscy grzeszymy przeciw piątemu przykazaniu

Zabijamy prawie codziennie. Nudę.


Temat najnudniejszego zajęcia i próba opowiedzenia o nim jak o mega fascynującej rzeczy, to było zadanie na zaliczenie retoryki na studiach. Z innymi zadaniami nie miałam jakichś ogromnych trudności, ale to? Przecież ja się nie nigdy nie nudzę!

Naprawdę nie znam tego uczucia? Przecież to bzdura. Nudne filmy i nudne książki. Łażenie po górach. Ćwiczenie gam. Jedzenie. Gdy tylko powiedziałam o jedzeniu podczas "mowy" przed grupą, zobaczyłam niedowierzanie w oczach koleżanki. Ale tak, od kiedy pamiętam przeżuwałam obiad nudząc się niemiłosiernie. Trzeba było odwracać moją uwagę i zabawiać. Teraz sama potrafię skutecznie zabić nudę.



Jak byliśmy mali i tłukliśmy kijem o ziemię albo robiliśmy coś równie niestandardowego, na co akurat mieliśmy ochotę, to słyszeliśmy: Nudzi ci się?! Oczywiście także wtedy, gdy komuś dokuczaliśmy, sypaliśmy piaskiem w oczy albo biliśmy się i wrzeszczeliśmy w ferworze walki (na przykład z rodzeństwem). Nauczono nas, że nuda to coś złego. Dostajemy wtedy małpiego rozumu. Inteligentni ludzie się nie nudzą, a czas to pieniądz. Kiedy myślałam o tym, co mam powiedzieć na ten temat, postanowiłam zrobić eksperyment. Ustawiłam czasomierz na dwie minuty. Siedziałam na łóżku i nic nie robiłam.
Niepokój i poczucie winy pt."Jezu, zajmuję się jakimiś głupotami, zamiast zająć się tym na poważnie". A przecież ja ogarniałam temat w praktyce! Z badań zrobionych na Universityt of Waterloo wynika, że nuda objawia się często tak samo jak stres czyli wzmożonym biciem serca oraz wzrostem poziomu kortyzolu. Ale dlaczego? Ja twierdzę, że to wychowanie, kultura i bóg wie co tam jeszcze. Oczywiście nic w nadmiarze nie jest zdrowe, ale to chyba oczywiste. Kiedy poczytam o stresie, jak on szkodzi, jaką niesamowitą ilość chorób powoduje, to stresuję się stresem. Napięcie sięga zenitu, nie mogę się już uspokoić. Kiedy myślę, że bezczynność robi ze mnie nieużytecznego, dennego człowieka albo nawet przedmiot to będę robić wszystko, żeby jej nie doświadczać. Nawet zobaczę nudny serial.


A czym są treningi uważności jeśli nie treningami nudy? Ale jak to brzmi: ćwiczę...nudę? A przecież możemy. Za darmo (!), w ciepłym domu i nazywać to ćwiczeniem uważności, jeśli tamto nie przechodzi nam przez gardło.  Medytacja to też kreatywna nuda.


W filmie "Wędrówka na Zachód" buddyjski mnich bardzo powoli, ale naprawdę BARDZO powoli...idzie! Tak, tylko to. Film był trochę nudny, pewnie jak samo ćwiczenie. Ale obserwowanie ile się zmienia dookoła, ile ludzi go mija, a jego kompletnie nic nie rozprasza, było fascynujące. Towarzyszyło się w mu w tej medytacji (zwał jak zwał).

Kiedy mowa o nudzie zawsze przypominam sobie Josifa Brodskiego i jego mowę wygłoszoną na uroczystym pożegnaniu absolwentów opuszczających college. On twierdzi, że nudy nie da się uniknąć, a że nikt nas nie przygotowuje do przetrwania jej. Nikt nam nie mówi, że można wyciągnąć z niej coś dobrego i czego nas uczy. Nie chcę streszczać, ale bardzo polecam przeczytać całość. Wyciągnęłam istotę, która według mnie brzmi tak: "Nuda jest, by tak rzec, oknem na czas, na te jego cechy, które zwykle lekceważymy, najczęściej za cenę utraty równowagi psychicznej. Krótko mówiąc, jest oknem na nieskończoność czasu, to znaczy na naszą w nim znikomość. (...) Może to, oczywiście, nie być muzyka dla Państwa uszu; ale poczucie daremności, ograniczonego znaczenia nawet najlepszych, najgorliwszych poczynań jest lepsze od złudzenia na temat ich skutków i towarzyszącego mu poczucia własnej wielkości. Albowiem nuda to inwazja czasu
w Państwa system wartości. Osadza życie we właściwej perspektywie, co owocuje precyzją i pokorą."

O, czytając znowu Brodskiego, przypomniałam sobie, moją stałą refleksję o życiu wiecznym: "Boże, ale to będzie nudne!". Rzeczy, które mają jakiś koniec, najlepiej szybki, nie mogą być nudne. Łap chwilę. Bo one nie są nudne. A może dlatego tyle myślimy i analizujemy, tyle tworzymy zbędnych teorii wszystkiego, żeby uniknąć nudy? Okej, może dlatego JA tyle myślę i analizuję. Zamiast skupić na czasie i na sobie w nim, to skupiam się na sobie w bezczasie.

Boję się nudy, bo jest jak śmierć. Oczywiście nie ja pierwsza i nie jedyna mam takie skojarzenia. Ionesco pisał:  "Nuda paraliżuje albo pcha nas do czynów destrukcyjnych, albo wpędza w stan bliski śmierci. To było nie do zniesienia. Nikt nie mógł mi pomóc. Nie mogłem się niczego uczepić...To było tak, jak gdybym topił się w powietrzu. Nie mogłem otworzyć żadnego okna na ulicę, na świat, na kogokolwiek. Uduszenie..." Nie chcemy sięgnąć takiego dna. I ja, w przeciwieństwie do Brodskiego, nie polecam tego robić. 

U Sartre'a to świadomość się nudzi. "Trzeźwa, nieruchoma, osamotniona świadomość tkwi pomiędzy ścianami; trwa. Nikt w niej już nie mieszka. Jeszcze przed chwilą ktoś mówił ja, mówił moja świadomość. Kto taki? Na zewnątrz były mówiące ulice, ze znanymi kolorami i zapachami. Pozostały anonimowe ściany, anonimowa świadomość. Oto co istnieje: ściany, a pomiędzy ścianami mała żyjąca i bezosobista przezroczystość. Świadomość istnieje jak drzewo, jak źdźbło trawy. Drzemie, nudzi się. Małe ulotne świadomości zaludniają ją jak ptaki gałęzie. Zaludniają i znikają." Chyba musimy to poczuć, żeby móc dać sobie żyć. Wiedzieć, że napełniamy się ludźmi, zapachami, wrażeniami, a czasu nigdy nie pokonamy. I nie ma po co chcieć tego robić.

Nastaw minutnik i sprawdź czym jest dla Ciebie nuda! Czy nie wpadłeś w jakieś uzależnienia (te gorsze - od słodyczy, albo te "lepsze" - od muzyki) tylko dlatego, że musiałeś zagłuszyć ciszę, zajeść bezczynność? Nie wstydźmy się nudzić, nie miejmy wyrzutów sumienia, to jedno z najprawdziwszych przeżyć (może jedyne prawdziwe) na świecie. Ono Cię nie oszuka, nie zdradzi.

piątek, 8 stycznia 2016

Duch Święty?



Podczas Świąt, a może jeszcze przed nimi, zauważyłam, że w pokoju naprzeciwko, pali się lampka. Świeciła jedną noc, i drugą, i jak się domyślacie - też trzecią. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ot, ktoś tak jak ja, nie śpi, bo ma ciekawsze rzeczy do roboty. Przyzwyczaiłam się do lampki, do czyjejś nienachalnej obecności, uśmiechałam się do okna, ale takim uśmiechem, który nie był widoczny z takiej odległości.




Ze zdziwieniem odkryłam, że lampka świeci się też rano, tym późnym rankiem, który jest też południem. Nie powinna wtedy się palić, bo co niby ma oświetlać? Wtedy dotarło do mnie - aha! nikogo tam nie ma. Ktoś wyjechał, zapomniał wyłączyć. Poczułam, że to jakieś totalne marnowanie energii i pieniędzy. Było mi źle, mamy wszystkich tak blisko, na wyciągnięcie ręki - na facebooku, a ja nawet nie wiem jak nazywa się mój sąsiad i nie mogę go zawiadomić, że widzę właśnie jak nieustannie pali się u niego światło. Nie myślałam o tym co by to dało, tylko o takim moim obowiązku i jak to nazywałam "pomocy". Niech ktoś je zgasi, to bez sensu!



Minęły Święta, muszę przyznać, że przestałam wypatrywać światełka. Spojrzałam teraz i przypomniałam sobie. Kiedy nie patrzyłam, to też tam było.