Podczas Świąt, a może jeszcze przed nimi, zauważyłam, że w pokoju naprzeciwko, pali się lampka. Świeciła jedną noc, i drugą, i jak się domyślacie - też trzecią. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ot, ktoś tak jak ja, nie śpi, bo ma ciekawsze rzeczy do roboty. Przyzwyczaiłam się do lampki, do czyjejś nienachalnej obecności, uśmiechałam się do okna, ale takim uśmiechem, który nie był widoczny z takiej odległości.

Ze zdziwieniem odkryłam, że lampka świeci się też rano, tym późnym rankiem, który jest też południem. Nie powinna wtedy się palić, bo co niby ma oświetlać? Wtedy dotarło do mnie - aha! nikogo tam nie ma. Ktoś wyjechał, zapomniał wyłączyć. Poczułam, że to jakieś totalne marnowanie energii i pieniędzy. Było mi źle, mamy wszystkich tak blisko, na wyciągnięcie ręki - na facebooku, a ja nawet nie wiem jak nazywa się mój sąsiad i nie mogę go zawiadomić, że widzę właśnie jak nieustannie pali się u niego światło. Nie myślałam o tym co by to dało, tylko o takim moim obowiązku i jak to nazywałam "pomocy". Niech ktoś je zgasi, to bez sensu!
A moze wlasnie ktoś tam jest ale umarł? Był samotny nie miał rodziny i został sam, moze nikt nie pamięta o jego istnieniu, jedynie ta lampka, która daje światło każdego dnia ze jednak ktoś tam jest (albo był). Zaintrygowało mnie to! Koniecznie Klarciu trzeba to sprawdzić? Moze tkwi w tej lampie jakas większa tajemnica? Czekam na dalsze rozwiniecie tej historii, z niecierpliwością! Koniecznie obserwuj. Moze będą z tego kryminalne opowieści?!
OdpowiedzUsuńCześć Kasiu! Tam mieszkało kilkoro młodych ludzi. Jest pewnie możliwe, że się wyprowadzili, wrócił właściciel i... zmarł. Jednak to wydaje mi się najczarniejszym scenariuszem, sądzę, że nic takiego się nie stało. Będę obserwować! Cieszę się, że Cię to zaintrygowało!
OdpowiedzUsuń