wtorek, 26 stycznia 2016

Wszyscy grzeszymy przeciw piątemu przykazaniu

Zabijamy prawie codziennie. Nudę.


Temat najnudniejszego zajęcia i próba opowiedzenia o nim jak o mega fascynującej rzeczy, to było zadanie na zaliczenie retoryki na studiach. Z innymi zadaniami nie miałam jakichś ogromnych trudności, ale to? Przecież ja się nie nigdy nie nudzę!

Naprawdę nie znam tego uczucia? Przecież to bzdura. Nudne filmy i nudne książki. Łażenie po górach. Ćwiczenie gam. Jedzenie. Gdy tylko powiedziałam o jedzeniu podczas "mowy" przed grupą, zobaczyłam niedowierzanie w oczach koleżanki. Ale tak, od kiedy pamiętam przeżuwałam obiad nudząc się niemiłosiernie. Trzeba było odwracać moją uwagę i zabawiać. Teraz sama potrafię skutecznie zabić nudę.



Jak byliśmy mali i tłukliśmy kijem o ziemię albo robiliśmy coś równie niestandardowego, na co akurat mieliśmy ochotę, to słyszeliśmy: Nudzi ci się?! Oczywiście także wtedy, gdy komuś dokuczaliśmy, sypaliśmy piaskiem w oczy albo biliśmy się i wrzeszczeliśmy w ferworze walki (na przykład z rodzeństwem). Nauczono nas, że nuda to coś złego. Dostajemy wtedy małpiego rozumu. Inteligentni ludzie się nie nudzą, a czas to pieniądz. Kiedy myślałam o tym, co mam powiedzieć na ten temat, postanowiłam zrobić eksperyment. Ustawiłam czasomierz na dwie minuty. Siedziałam na łóżku i nic nie robiłam.
Niepokój i poczucie winy pt."Jezu, zajmuję się jakimiś głupotami, zamiast zająć się tym na poważnie". A przecież ja ogarniałam temat w praktyce! Z badań zrobionych na Universityt of Waterloo wynika, że nuda objawia się często tak samo jak stres czyli wzmożonym biciem serca oraz wzrostem poziomu kortyzolu. Ale dlaczego? Ja twierdzę, że to wychowanie, kultura i bóg wie co tam jeszcze. Oczywiście nic w nadmiarze nie jest zdrowe, ale to chyba oczywiste. Kiedy poczytam o stresie, jak on szkodzi, jaką niesamowitą ilość chorób powoduje, to stresuję się stresem. Napięcie sięga zenitu, nie mogę się już uspokoić. Kiedy myślę, że bezczynność robi ze mnie nieużytecznego, dennego człowieka albo nawet przedmiot to będę robić wszystko, żeby jej nie doświadczać. Nawet zobaczę nudny serial.


A czym są treningi uważności jeśli nie treningami nudy? Ale jak to brzmi: ćwiczę...nudę? A przecież możemy. Za darmo (!), w ciepłym domu i nazywać to ćwiczeniem uważności, jeśli tamto nie przechodzi nam przez gardło.  Medytacja to też kreatywna nuda.


W filmie "Wędrówka na Zachód" buddyjski mnich bardzo powoli, ale naprawdę BARDZO powoli...idzie! Tak, tylko to. Film był trochę nudny, pewnie jak samo ćwiczenie. Ale obserwowanie ile się zmienia dookoła, ile ludzi go mija, a jego kompletnie nic nie rozprasza, było fascynujące. Towarzyszyło się w mu w tej medytacji (zwał jak zwał).

Kiedy mowa o nudzie zawsze przypominam sobie Josifa Brodskiego i jego mowę wygłoszoną na uroczystym pożegnaniu absolwentów opuszczających college. On twierdzi, że nudy nie da się uniknąć, a że nikt nas nie przygotowuje do przetrwania jej. Nikt nam nie mówi, że można wyciągnąć z niej coś dobrego i czego nas uczy. Nie chcę streszczać, ale bardzo polecam przeczytać całość. Wyciągnęłam istotę, która według mnie brzmi tak: "Nuda jest, by tak rzec, oknem na czas, na te jego cechy, które zwykle lekceważymy, najczęściej za cenę utraty równowagi psychicznej. Krótko mówiąc, jest oknem na nieskończoność czasu, to znaczy na naszą w nim znikomość. (...) Może to, oczywiście, nie być muzyka dla Państwa uszu; ale poczucie daremności, ograniczonego znaczenia nawet najlepszych, najgorliwszych poczynań jest lepsze od złudzenia na temat ich skutków i towarzyszącego mu poczucia własnej wielkości. Albowiem nuda to inwazja czasu
w Państwa system wartości. Osadza życie we właściwej perspektywie, co owocuje precyzją i pokorą."

O, czytając znowu Brodskiego, przypomniałam sobie, moją stałą refleksję o życiu wiecznym: "Boże, ale to będzie nudne!". Rzeczy, które mają jakiś koniec, najlepiej szybki, nie mogą być nudne. Łap chwilę. Bo one nie są nudne. A może dlatego tyle myślimy i analizujemy, tyle tworzymy zbędnych teorii wszystkiego, żeby uniknąć nudy? Okej, może dlatego JA tyle myślę i analizuję. Zamiast skupić na czasie i na sobie w nim, to skupiam się na sobie w bezczasie.

Boję się nudy, bo jest jak śmierć. Oczywiście nie ja pierwsza i nie jedyna mam takie skojarzenia. Ionesco pisał:  "Nuda paraliżuje albo pcha nas do czynów destrukcyjnych, albo wpędza w stan bliski śmierci. To było nie do zniesienia. Nikt nie mógł mi pomóc. Nie mogłem się niczego uczepić...To było tak, jak gdybym topił się w powietrzu. Nie mogłem otworzyć żadnego okna na ulicę, na świat, na kogokolwiek. Uduszenie..." Nie chcemy sięgnąć takiego dna. I ja, w przeciwieństwie do Brodskiego, nie polecam tego robić. 

U Sartre'a to świadomość się nudzi. "Trzeźwa, nieruchoma, osamotniona świadomość tkwi pomiędzy ścianami; trwa. Nikt w niej już nie mieszka. Jeszcze przed chwilą ktoś mówił ja, mówił moja świadomość. Kto taki? Na zewnątrz były mówiące ulice, ze znanymi kolorami i zapachami. Pozostały anonimowe ściany, anonimowa świadomość. Oto co istnieje: ściany, a pomiędzy ścianami mała żyjąca i bezosobista przezroczystość. Świadomość istnieje jak drzewo, jak źdźbło trawy. Drzemie, nudzi się. Małe ulotne świadomości zaludniają ją jak ptaki gałęzie. Zaludniają i znikają." Chyba musimy to poczuć, żeby móc dać sobie żyć. Wiedzieć, że napełniamy się ludźmi, zapachami, wrażeniami, a czasu nigdy nie pokonamy. I nie ma po co chcieć tego robić.

Nastaw minutnik i sprawdź czym jest dla Ciebie nuda! Czy nie wpadłeś w jakieś uzależnienia (te gorsze - od słodyczy, albo te "lepsze" - od muzyki) tylko dlatego, że musiałeś zagłuszyć ciszę, zajeść bezczynność? Nie wstydźmy się nudzić, nie miejmy wyrzutów sumienia, to jedno z najprawdziwszych przeżyć (może jedyne prawdziwe) na świecie. Ono Cię nie oszuka, nie zdradzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz