wtorek, 2 lutego 2016

Jeszcze więcej światła



Myślałam, że tajemnica lampy palonej dniem i nocą na razie schowa się w cieniu. Czerwone światło było nowością, która wystarczyłaby na długi czas. Moja obserwacja tamtego mieszkania stała się rytuałem. Trzecia w nocy. Patrzę przez okno. W "moim" mieszkaniu nie pali się żadna lampka, a zwykłe, pełne światło. Obok w pokoju też. A powyżej ostre jasne światło innej żarówki. Szczerze mówiąc, czuję się zdezorientowana. Do tamtej sytuacji się przyzwyczaiłam, lubiłam śledzić zmiany. Ale to jakaś przesada.



Film, który zobaczyłam na myfrenchfilmfestival.pl bardzo wpisuje się w moją opowieść o lampach. Główny bohater, sierota wychowywany w klasztorze, gdzie zajmował się wymianą żarówek i ogólnie szeroko pojętym pilnowaniem oświetlenia, musi pewnego dnia wkroczyć w prawdziwy świat. Wchodzi z niego z myślą, że posiada dar dawania (rozpalania?) światła. Jest nieśmiały, zagubiony i naiwny. We wszystkich opisach jest porównywany do Amelii Poulain. Dla mnie jest jednak innym bohaterem, choć nie przeczę - o bardzo dobrym sercu. Świetny pomysł, który mógł (sic!) wypalić, a jednak bajkowe schematy i zbyt proste przerysowanie go tłamszą. Ale jeśli komuś magii nigdy nie jest za wiele to polecam. Oryginalności filmowi nie można odmówić, jak i nowego podejścia do elektryki oraz ludzi od światła (ach te metafory!) Okazuje się, że ich świat jest totalnie fascynujący i wciągający.




PS Czwarta rano. Bez zmian - nadal pali się światło u wszystkich wspomnianych na początku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz