Na tytułową imprezę
Poszłam sama
I się zakochałam
W ciepłym uśmiechu didżeja
Puszczanych piosenkach
I w sobie
Patrzyłam na ludzi
I ludzie patrzyli na mnie
Pysznie samemu w tłumie
Pary z lekka nie przystawały
Do grup
I jednostek
Mój ruch zyskał poparcie okazywane
Kciukami w górę i uśmiechami
Bo mi ze sobą najlepiej
Nie przestawałam
Bo to mój żywioł
Żywiołu nie można opuścić
Skakałam
Tupałam
I ocierałam pot z czoła
To nie był koniec
Lipcowej nocy
I jej niespodzianek
Na niemrawym placu
Też czyniłam taneczne czary
Żeby później natknąć się na dalszy ciąg imprezy
Chłopaku z głośnikiem
Spełniłeś moje marzenie
O braku wstydu
I tańcach w wagonie metra
Nie przeszkadzaliśmy sobie
Podobnie introwertyczne światy
Musnęły się nieoczekiwanie
Zapomniane uczucie wzruszenia
Szczęście
Kiedy świat na chwilę stanie się twój