wtorek, 17 listopada 2015

Sputnik. Fijołki w głowie. Spitsbergen absurdu.

Kadr z filmu "Grumant. Wyspa komunizmu"
Opornie pisało mi się recenzję dokumentu "Grumant. Wyspa komunizmu", pokazywanego podczas tegorocznego Sputnika. Ta wioska znajduje się na Spitbergenie, więc żeby móc cieszyć się tym co piszę, od razu nawiązałam do Twardocha i jego fascynacji tym miejscem. Czas mijał, praca posuwała się, a raczej pełzła jak kaleki ślimak, nie za wesoło. Ale im dalej w las, tym bardziej się rozkręcałam. Aż nagle! Stanęłam w miejscu. Górnicy w tej osadzie zjeżdzali wgłąb kopalni na...-no właśnie, na czym?! Olśnienie. Zima, narty, góry. STORCZYKI

Ale nie byłam pewna. Wpisuję w google: storczyki na stokach. Brawo.
Drugie podejście: wyciągi storczyki. Pycha.

kolejny kadr z filmu
Gdy mnie olśniło, ale tym razem naprawdę (orczyki-no tak, każdy to wie), to śmiech rozległ się w mojej głowie, jakby dzwoniło w niej tysiąc małych dzwoneczków.





Pomijam czy można użyć tego określenia, ale jak po czymś takim można normalnie wrócić do pisania o mordędze, ciężkich warunkach, piekielnym ustroju, izolacji       i ciemnych, mroźnych, ale przerażająco pięknych widokach?


Zdjęcie zeszłoroczne. Jesień w tym roku o wiele piękniejsza.




Dziś spaliłam kaszę, tak moja kulinarna szkoła jest bogatsza o jedno doświadczenie. Nie zatrudniliby mnie w tym wozie.

A to jak już opowiadam takie małe bzdury, to jeszcze to. W sklepie w tej samej ręce, którą podawałam sok sprzedawcy, trzymałam portfel.

Złapał portfel, nie patrzyłam na niego i nie widziałam jego wyrazu twarzy. I żałuję. To było cudownie głupkowate, ale pomysłowe. Ja nie za wiele wymagam. Uśmiałam się po wyjściu, ciagnąc historię dalej. Zabiera mi portfel i każe za niego zapłacić. Bierze mi portfel i sprawdza czy mnie stać na sok. "Nie masz tyle pięniedzy" - siostrzane zdanie podczas zabawy w sprzedawanie sobie ksiażek, huczy mi w głowie.
Inna wersja "On po prostu chciał pomóc jak takim starszym paniom i samemu wyciagnąć odpowiednią sumę." Dzięki Mamo. Zawsze mogę na Ciebie liczyć.



czwartek, 12 listopada 2015

Nie patrz w lustro, bo Ci się diabeł pokaże!


Codziennie patrzymy w lustro. Widzimy swoje włosy, czasem mignie nam błysk naszych kłów, dziewczyny tuszują oczy i tuszują siebie. Trzeba zatuszować. 


A kiedy oglądaliśmy naszą twarz? Czy coś się w niej zmieniło? Oderwij się na chwilę, weź (lepiej większe niż mniejsze) lustro, ustaw przed sobą. Dobrze by było, gdybyś usiadł wygodnie, lustro możesz trzymać w rękach. Powoli wpatruj się w siebie. Zobacz ile masz nowych, nieznanych Ci zmarszczek. Ja mam twarde, nieznane i nieoswojone, ale wyrobione mięśnie, dokładnie pod kącikami ust. Po napięciu ich, widzę dwa wyrzeźbione mini dołeczki pomiędzy policzkami a brodą. Od śmiechu? Od nerwowego zaciskania ust? Od powstrzymywania szerokiego uśmiechu z pokazywaniem zębów. Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale pewnie około dwóch, trzech lat temu, napisałam na środku kartki JA, a dookoła wszystkie swoje lęki, fobie i cechy, które skutecznie mnie blokowały. "Złe" cechy. 

Wczoraj odwróciłam kartkę. Napisałam znowu JA na środku, żeby nie było żadnych wątpliwości. Wszystkie strachy zamieniły się w zdolności do ich pokonywania. Negatywne cechy stały się pozytywne. Wszystko na odwrót. Różne określenia, które pojawiły się po raz pierwszy. Nie niespodziewanie, ale długo nie wierzyłam, że mogą stać się moje.

Gdy się nie uśmiecham, mam bardzo smutne oczy. Zaskakuje mnie ten smutek, bo utkwił gdzieś głęboko i jest coraz większy, i większy. Wylewa się z oczu. Wyglądam też wtedy na poważną i nieprzyjazną.

A uśmiech i śmiech spowodowały okrutne spustoszenia na mojej twarzy. Będę piekielnie pomarszczona na starość. Ten najpiękniejszy z grymasów czuję i mocno podskórnie, i na buzi. Stał się lepszy, jaśniejszy, prostolinijny. Prostolinijny uśmiech. 

Rene Magritte
Not to be reproduced

Zrób przynajmniej trzy miny do lustra. Mam nadzieję, że się nie wstydzisz. Przecież to Ty. Tyle lat razem! Czy to nie czas, żeby świętować jakąś niezłą rocznicę bycia ze sobą? Patrz sobie w oczy. Bądź czuły. Jeśli umiesz coś powiedzieć to zrób to. Można zacząć od "cześć, jak się masz?" Otwórz szeroko oczy, obserwuj jak unoszą się Twoje brwi. Zaciśnij usta. Zmarszcz nos. Lekko unieś kąciki ust - tak, delikatnie się uśmiechnij. I stopniowo coraz bardziej. Zobacz jak Twoje oczy się śmieją. Odsłoń zęby. Tak, możesz też ziewać. Przypatrz się sobie.
No i? Co u diabła?
Tkwi nadal w szczegółach!

Miłej zabawy!

sobota, 7 listopada 2015

Surrealizm dobry na wszystko

Co cię nie zabije to cię nie zabije

Tommy Ingberg
Still Standing

Proste?

"Przypatrywać się uważnie światu, rozglądać się wokół; bardzo uważnie. Uwolnić go od rzeczywistości, walczyć, żeby co moment odnajdywać zdumienie początkowe. Odnaleźć wrażenie dziwności. Budzić się i widzieć, czuć, czym to wszystko jest naprawdę. Tak, istnienie, świat, ludzie, wszystko jest widmowe. Fundamentalne jest tylko to co istnieje poza tym wszystkim, za murem. Być rzuconym w świat to nieustanna zgryzota. Wracać wciąż od początku. Nie poddawać się. Nie dać się wziąć na to. Oprzeć się plecami o mur, widzieć świat z tego punktu albo też obrócić się twarzą do muru, przywrzeć do muru. Może ustąpi? Jak mam wyjaśnić to sobie, sam, oparty o mur i wpatrzony w przemijanie rzeczy? Nie można tak zawsze."




Kiedyś, gdy często czułam się dziwnie,  potęgowałam to wrażenie takimi oto lekturami. Kiedyś zdanie o życiu jako o nieustannej zgryzocie było zwykłe. Teraz wszystko się we mnie buntuje, gdy je czytam. Ale przynajmniej "Nie można tak zawsze" się sprawdziło. Nie wiem czy każdy ma taki etap lub  momenty, w których tak intensywnie myśli nad swoją egzystencją, że wszystko zaczyna go przytłaczać. A o to co Cię przytłacza, można się oprzeć. To co nad nam nami wisi może być naszym oparciem - czy to nie atrakcyjna wizja? Nawet jeśli tylko jako piękna idea?

Tommy Ingberg
Passage

"Życie jest cudowne, jeśli spojrzeć na nie jako na całość, ogarnąć wzrokiem przeszłość, w owym rodzaju przestrzeni, jaką daje czas, kiedy wszystko oddali się już. Tworzy to jeden blok, dom jakiś albo zamek, który można zwiedzać, komnatę po komnacie, piętro po piętrze. Nie zdawać sobie sprawy, że to było takie piękne."
Evgenij Soloviev
 
Centrum Pompidou w Paryżu
Zawsze najbardziej bałam się bać. Bo to odbierało mi kontrolę, wpychało w otchłań bezradności. Póki miałam siłę, zawsze się starałam, zagadywałam strach i stosowałam sztuczki, które może na krótką metę, były świetne i skuteczne. Swoje lęki można badać na najróżniejszych płaszczyznach. Mnie ukształtował strach przed błędem i tym, że ujrzy go świat, inni ludzie. Co z tego czy co dalej - o tym nie myślałam. Ważne, że ktoś może je zobaczyć. Występy publiczne (szkoła muzyczna I i II stopnia, fortepian) były koszmarem. A z czasem satysfakcja, że się pokonało lęk - nie był wymierną nagrodą za kilogramy mnie zjedzone przez nerwy. Czy przez to stałam się bardziej wytrzymała czy na odwrót - wrażliwsza? Nie wiem i nigdy się nie dowiem. Cieszę się, że wytrwałam - bo to był mój cel. Skończyć szkołę, żeby nie musieć już nigdy o tym myśleć. Ale umiejętność rezygnowania też jest bardzo ważna. Szkoda, że uczą nas tylko, że nigdy nie możemy  się poddać. To kompletna bzdura. Myślenie o tym w kategorii porażki też nie pomaga. To jak z ucieczką. "Uciec nie znaczy tylko skądś odejść, lecz również dokądś dotrzeć." (B. Schlink - "Lektor")


Najważniejsze, że nauczyłam się popełniać błędy, bez poczucia wstydu, ośmieszenia i bez poczucia, że świat zwali mi się na łeb. Jest sposób (pomaga tylko na chwilę się zdystansować) - zadaj sobie pytanie co się stanie jak popełnisz błąd. I wymyślając kolejne reakcje dojdź do absurdu. I pamiętaj, nikt tak bardzo się nie przejmuje tym jak Ty. Wcześniej może się nie myliłam podczas grania, ale zamykałam się spięta w pudełku, bez świadomości tu i teraz, bez możliwości kreowania czegoś żywego. Czerp z tego przyjemność! - mówili. Powodzenia. Gdy serce stoi Ci w gardle i najchętniej wcale byś tego nie robiła. Miałam szczęście, gdy kładłam ręce na klawiaturze - strach zawsze ustępował. Ale różnica pomiędzy graniem świadomym lub nieświadomym, jest naprawdę istotna.

Mówmy stop perfekcji. A jeśli coś nie jest dla Ciebie najważniejsze na świecie - to nie daj sobie wmówić, że jednak takie jest (albo powinno być). Warto wiedzieć, co Ty sam myślisz. Jestem prawdziwie wolna, minął już czas bezlitosnego codziennego obowiązku "musisz poćwiczyć". I uwaga. Przeżyłam wspaniale chwile radości, trzymania w garści swojego lęku, ale nie chciałabym więcej tak bardzo walczyć z samą sobą. Powiedziałam sobie jakiś czas temu: "Szanuję Cię i akceptuję. Nie spieprz tego." A muzyka jest cudowna. Mam łatwość wyrażania nią uczuć i intensyfikacji tych, które się we mnie kłębią. Fajnie jest umieć grać. Taka schizofrenia. Ale ja chcę robić inne rzeczy. Na przykład móc pisać bloga, nagrywać i montować filmy, pisać, czytać i móc wrócić do domu dłuższą trasą, wdychając ze spokojem swoje szczęście...

*cytaty z "Samotnika" E. Ionesco

wtorek, 3 listopada 2015

Szklanka do połowy pusta czy pełna?

A dlaczego nikt nie pyta - a gdzie do cholery stoi ta szklanka?

Rene Magritte
Wakacje Hegla

Bo tak naprawdę to ile jest tam wody, wiadomo - nie ma znaczenia. Czemu nie ma? Bo to taka piękna metafora jak postrzegamy świat i jak ludzie w tych samych sytuacjach potrafią dostrzec coś pozytywnego, a inni skupiają na minusach. Każdy to wie. Wydaję mi się, że problem jest głębszy! Niektórzy pełną szklankę nazywają pustą, a inni pustą - pełną. Albo, żeby nie było aż tak dramatycznie, zostańmy przy tej do połowy pełnej. Dla kogoś to jest pusta szklanka, dla kogoś pełna. A co to zmienia? No jednak wiele. Kto się zadowala połową? Chyba głupek. Ludzie dzielą się na tych, którzy lubią pustkę i tych, którzy gonią za pełnią.





Kolejna sprawa. Ważny jest kontekst. Ale jak mamy patrzeć, jeśli mówimy o niej jak o jakimś abstrakcie wiszącym w powietrzu. Jeśli wiemy, gdzie się znajduje to rozumiemy już dużo więcej. Czy się nie przewróci przy najlżejszym podmuchu czy tam ryku wściekłej ciotki, czy stoi na krawędzi, czy trzyma ją ręka spoconego, znerwicowanego pracownika banku?








A na koniec, całe to szczęście może wylać Ci się na łeb.  Niech lepiej chroni Cię parasol. Właśnie! Po co ryzykować! Niektórzy tak się bronią przed dobrymi rzeczami. Ale parasol rzuca mroczny cień... Można nawet wiedzieć, że szczęście jest gdzieś nad głową. Ale zamknąć parasol i siedzieć w zamkniętym parasolu, nie widząc co się rozlało i powiedzieć: A widzisz, nic dobrego nigdy na mnie nie czekało.



Parasol i szklanka. Dwa zwyczajne przedmioty. No chyba, że ktoś parasol traktuje jako rzecz pełną magii i piękna - jak ja. W końcu to podstawowy środek transportu komunikacji między rzeczywistością a wyobraźnią. Mary Poppins na pewno przyjaźni się z Magrittem.




A co z tytułem?!  "Wakacje Hegla". Nie znam filozofa...

"Łatwiej bowiem dzisiaj zajmować się nie-Heglem, niż Heglem, łatwiej Hegla krytykować, niż afirmować." To ja na pewno się nim zajmę!


Autorka tego zdania krytykuje podejście do Hegla i do uproszczonego opisu, który pojawił się w "100 najważniejszych książek świata".

„Był wyjątkowo kiepskim pisarzem, mętnym, pokrętnym, niejasnym i pretensjonalnym. W tym zacieraniu sensu, o który mu chodzi, tkwi niemal coś demonicznego. Po czym powstały zamęt nabiera pod jego piórem waloru jakiejś wszechostateczności i czytelnik zaczyna wierzyć, że Hegel istotnie jest Bogiem, a poznanie jego systemu to prawdziwy cel ludzkości, która następnie będzie mogła z wdzięcznością oddać się błogosławionej wiecznej drzemce” (Martin Seymour-Smith)


MNIE TO ZACHĘCIŁO! A WAS? O HEGLU [klik]


poniedziałek, 2 listopada 2015

Zagadka w trumnie

René Magritte
Perspektywa
Dzień Wszystkich Świętych

Spacerujemy po cmentarzach, wpatrujemy się w płomienie (co jako piromanka wielbię ponad wszystko), żujemy pańską skórkę, modlimy się albo i nie. Robimy wszystko, żeby było przyjemnie, rodzinnie i pięknie.

Liście spadają, a ja tak naprawdę robię wszystko, by nie myśleć ani o śmierci ani o problemach.  A wspominanie ludzi to mówienie głównie o ich dorobku. Wspomnijmy zatem jeden z obrazów René Magritte'a, doskonale wpisujący się w klimat.

Ten obraz budzi mój niepokój, a jednocześnie bawi. Bo cóż to za dziwo? Jakieś zebranie trumien, jedna nawet przycupnęła na krześle. Są jak żywe, mimo, że to tylko drewniane, zabite gwoździami pudła. Mógłby być sielski obrazek, gdyby nie... główni bohaterowie. O co tu chodzi?

Magritte jak na surrealistę przystało, bawi się. Z nami w skojarzenia, a z naszą podświadomością w znaczenia.

Zjedźcie w dół i zobaczcie pewne porównanie.














Może już kiedyś widzieliście "Balkon" Édouarda Maneta. Magritte trochę sobie zakpił,  a z drugiej strony użył bardzo mocnej metafory czy jak to tam nazwać. Czy Wam też się wydaje, że postaci z oryginalnego obrazu są bardziej martwe niż trumny Magritte'a? Pudła są od nich mniej sztywne. Co za paradoks. Ciekawe co na to powiedziałby Szczepan Twardoch, który dzieli ludzi na żywych i martwych, wewnętrznie oczywiście. Czy wolałby być martwym człowiekiem czy żywą trumną? Żartuję oczywiście. A co Magritte miał na myśli? Przemijanie, ten ogień, żywotność człowieka, o którym mówi Twardoch. A może naśmiewa się ze sztucznego pozowania, które potrafi tylko przynieść efekty w postaci nierealistycznego obrazu z trzema kukłami zamiast ludzi? Nie dowiemy się. Dlatego właśnie fascynuje mnie surrealizm. Nic nie jest powiedziane wprost, w interpretacji możemy posunąć się do absurdu, a ogranicza nas tylko nasza własna wyobraźnia i percepcja.


Wywiad z Twardochem http://zwierciadlo.pl/kultura/jesli-zycie-ma-sens-szczepan-twardoch-wywiad